Stanęłyby wszystkie pociągi.

From Giżycko


Co prawda, powrót na poprzednie stanowisko nie napawał mnie wielkim entuzjazmem i to nie tylko z tego powodu, że było jednym z niżej ustawionych w hierarchii służbowej, ale i dlatego że trudno było pogodzić zasady wynikające z przepisów z realiami dnia codziennego. Nie widziałem jednak innej alternatywy, nie bardzo mi odpowiadała myśl o poszukiwaniu pracy w innych zakładach, ponieważ nie miałem żadnego pojęcia o ich funkcjonowaniu. Wiedza, która posiadałem była przydatna jedynie na PKP. W tej firmie nie byłem nowicjuszem, nie musiałem rozpoczynać wszystkiego od zera, od najniższej grupy zaszeregowania.
Będąc przekonanym, że jest to jedyne rozsądne rozwiązanie, po kilkudniowym oswojeniu się z cywilnym ubraniem, zgłosiłem się do Zawiadowcy Stacji. Na tym stanowisku nie było już miłego, zawsze uśmiechniętego starszego pana, który przyjmował do pracy. Zmiana nastąpiła jeszcze przed moim wojskiem, po upływie kilku miesięcy od dnia, w którym rozpocząłem swoje szkolenie. Pan Stanisław „poszedł” na instruktora, a jego miejsce zajął inny pracownik - młodszy o szczupłej, wysokiej sylwetce i chyba nigdy nie uśmiechający się. Nie zauważyłem żeby odzywał się do podległego personelu inaczej niż służbowo, z wyraźną wyższością i dystansem do szeregowych pracowników, w odróżnieniu od poprzedniego, który stosował taktyką „ojcowania”. Być może bali się go wszyscy podwładni.
Przed wojskiem bałem się go dość mocno, ale teraz nie czułem najmniejszego niepokoju, nawet kiedy zapukałem, żeby wejść do gabinetu. Zawiadowca widocznie poznał mnie, bo zanim skończyłem swoją wypowiedź o celu wizyty oświadczył, że zostanę zatrudniony na poprzednich zasadach, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Szczegóły kazał uzgodnić z bezpośrednim zwierzchnikiem, ale uprzedził, że warunkiem zatrudnienia jest pozytywne zdanie egzaminu kontrolnego w Dziale szkolenia i egzaminowania, w Olsztynie. Następnie wstał, podszedł do niedużej, przeszklonej biblioteczki, wyjął jedną książkę i wręczył informując krótko, że pożycza w celu przypomnienia obowiązujących przepisów, bo jeśli egzaminu nie zdam, to umowa o pracę nie będzie przedłużona, ale z mojej winy.
Potem ponownie zajął miejsce na swoim krześle i nic nie mówiąc skierował wzrok na dokumenty rozłożone na biurku. Zrozumiałem, że wykorzystałem czas przeznaczony na rozmowę, więc podziękowałem, powiedziałem „do widzenia” i opuściłem gabinet.
Do podręcznika zajrzałem kilka razy w domu i doszedłem do wniosku, że proste zasady obowiązujące na tym najniższym stanowisku pamiętam doskonale, więc przestałem przejmować się egzaminem, a do podręcznika zajrzałem ponownie dopiero w pociągu, podczas jazdy do Olsztyna. Byłem przekonany, że udzielę odpowiedzi na każde pytanie.
Nie musiałem szukać dobrze znanego budynku Oddziału Przewozów, który znajdował się obok stacji. Nie miałem też problemów z trafieniem do pokoju, w którym odbywały się egzaminy, bo tylko przed jego drzwiami stała niewielka grupa osób w kolejarskich mundurach. Nie było jednak wśród nich ani jednej osoby w moim wieku, co mogłoby świadczyć, że tamta osoba również wróciła z wojska. Zdecydowana większość oczekujących była wyraźnie starsza. Wszyscy zgłosili się na egzamin kontrolny, ponieważ mijał termin ważności poprzedniego sprawdzianu wiedzy. Szkoleniu i egzaminom kontrolnym podlegały okresowo wszystkie służby, również przeznaczone do bezpośredniej obsługi ruchu towarowego i osobowego.
Dowiedziałem się, kto jest ostatni i zacząłem spokojnie czekać, aż zostanie sprawdzona wiedza osób, które znajdowały się przede mną. Nie miałem wątpliwości, że egzamin zdam bez większych problemów. Ilość osób oczekujących stopniowo malała. Co jakiś czas ktoś kolejny wychodził i po uśmiechniętej twarzy można było bez trudu poznać, że ten trudny moment ma już za sobą. Ktoś następny, bardziej czy mniej wystraszony znikał za drzwiami. Wkrótce też przekroczyłem próg i znalazłem się w dość obszernym pokoju, w którym chyba nie było innych mebli poza kilkoma biurkami, ustawionymi dość luźno na przestrzeni całego pomieszczenia. Bez trudu zauważyłem, że kilku egzaminatorów przeprowadza egzamin jednocześnie. Łatwo było odróżnić ich. Siedzieli nie tylko pewnie i z poczuciem wielkiej wiedzy, ale wyróżniali się drogimi mundurami uszytymi z gabardyny. Na wyłogach nieskazitelnie wyprasowanych marynarek błyszczały złote gwiazdki informujące, że posiadacz munduru nie tylko zajmuje jedno z ważniejszych stanowisk w hierarchii służbowej, ale pobiera wysokie wynagrodzenie.
Osoby takie składały czasami wizyty na stacji i wtedy pośród szeregowych pracowników rosła fala emocji, często wydawało się, że jest podenerwowany nawet zawiadowca. Jeśli celem wizyty była rozmowa z zawiadowcą, to odbywała się w jego gabinecie i tylko on wiedział, na jaki temat. Jeśli taka dystyngowana osoba kierowała potem swe kroki do któregoś działu podstawowego i zaczynała sprawdzać dokumenty, to nigdy nie było pewności, jaką nieprawidłowość i u kogo wynajdzie, ale efekty były przeważnie podobne. Pracownik, co prawda, teoretycznie uzyskiwał szansę na obronę, ponieważ wykaz zarzutów otrzymywał na piśmie i na piśmie miał się do nich ustosunkować, ale najczęściej trudno było znaleźć argumety, które mogłyby przekonać zwierzchnika od wymierzenia kary.
Ukarany pracownik, w najbliższym okresie, mógł przestać marzyć o nagrodzie albo podwyżce. Czasami, widząc kontrolera z kolejną wizytą, próbowaliśmy między sobą przewidzieć, który z nas pozostaje najdłużej bez kary, w stosunku do kogo będzie znaleziony jakiś błąd w książkach lub innych dokumentach.
Obowiązkiem kontrolerów było mobilizowanie podwaładnych do pracy zgodnie z przepisami, ale chyba i oni nie mieli wątpliwości, że wagony toczą się po szynach dzięki pracy tych, najniżej zaszeregowanych pracowników, w sukiennych mundurach. Widziałem jak teraz niektórzy z nich siedzieli niepozorni, przygarbieni i onieśmieleni przed biurkami wyższych urzędników. Długo zastanawiali się przed wypowiedzeniem każdego słowa i próbowali udowodnić, że kwalifikują się do dalszego pełnienia dotychczasowych obowiązków. Patki z gwiazdkami białej barwy na kołnierzach zapinanych pod szyją potwierdzały, że ten ktoś pracuje na tak zwane zmiany, może jedynie w teorii wie, co to niedziela i święta, często spędza noce na „służbie” i jest przekonany, że zarabia znacznie mniej, niż potrzebuje na skromne utrzymanie rodziny.
Patrząc na wystraszone twarze trudno było domyślić się, że gdyby pewnego dnia te osoby nie przyszli do pracy, to stanęłyby wszystkie pociągi. Trudno powiedzieć, czy instruktorzy, znający doskonale przepisy, byli by w stanie zastąpić ich. Spotkanie z grupą instruktorów było jednak bez porównania przyjemniejsze, niż nawet z pojedynczym kontrolerem, ponieważ instruktorzy nie zajmowali się oceną naszej pracy. Ich obowiązki ograniczały się do szkolenia i egzaminowania.
Nie miałem jednak czasu na filozoficzne rozważania o znaczeniu i roli poszczególnych służb w funkcjonowaniu PKP. Myślałem o własnym egzaminie i już po chwili wiedziałem, do którego biurka należy się zbliżyć. Stało przed nim wolne krzesło, a po drugiej stronie, ku swemu zaskoczeniu, ujrzałem lekko przygarbioną znajomą sylwetkę byłego zawiadowcy. Nie zauważyłem zmiany w przyjaznym spojrzeniu i lekko uśmiechniętej twarzy. Nie powiększyła się nieduża łysina wśród rzadkich, przyprószonych siwizną włosów. Zrozumiałem, że Pan Stanisław poznał mnie również i z uśmiechem przywitał jak kogoś bardzo bliskiego, po długim rozstaniu. Były zwierzchnik w kilku słowach wyraził zdziwienie, że tak szybko minął czas mojej służby. Zapytał się o wrażenia z wojska, zadał kilka pytań na temat skoków spadochronowych i tego, co się w tym czasie czuje. Stwierdził, że dobrze zrobiłem wracając na PKP, bo praca tu będzie zawsze, a w moim przypadku może nawet jakieś przegrupowanie na wyższe stanowisko w przyszłości, bo starsi pracownicy, tacy jak on, systematycznie odchodzą na emeryturę.
Dopiero po kilku tego typu luźnych wypowiedziach, doszedł do wniosku, że najwyższy czas zacząć właściwy egzamin. Potem zastanowił się, coś pomruczał sam do siebie, po chwili raz jeszcze podniósł oczy i spojrzał na mnie, tak jakby chciał upewnić się, z kim faktycznie ma doczynienie i nieoczekiwanie głośno stwierdził, że chyba nie pamiętam już nic z okresu krótkiej, samodzielnej pracy przed wojskiem, bo od tamtych dni minęły dwa lata. Potem dodał, że egzamin to tylko formalność, ale jeśli mam zacząć pracę, to musze coś wiedzieć na temat obowiązków i zasad postępowania w poszczególnych sytuacjach. Dodał jeszcze, że o tym musimy koniecznie porozmawiać szczegółowo, a następnie, nadal uśmiechając się, sformułował pierwsze pytanie i nie dopuszczając mnie do głosu, zaczął na nie odpowiadać. Kiedy skończył, znowu spojrzał na mnie, zapytał się czy zrozumiałem wszystko i nie czekając na odpowiedź ponownie skierował wzrok do podręcznika, pochylając się jeszcze bardziej nad biurkiem.
Chwilę przerzucał kartki, szukał czegoś, a potem niby sam do siebie zadał pytanie, z którego wynikało, iż dla odmiany zainteresował się jakimś kolejnym zagadnieniem. I tym razem też nie dopuścił mnie do głosu, lecz ponownie opowiedział ze szczegółami, w jaki sposób powinien postąpić pracownik w tej odmiennej sytuacji. Powtórzyło się to kilkakrotnie i już nie wiedziałem, czy to egzamin, czy pan egzaminator zaczął szkolić sam siebie, a ja jestem tylko przypadkowym widzem.
Chciałem chociaż raz odpowiedzieć na jakieś pytanie, by udowodnić, że egzaminu nie zlekceważyłem i zgłosiłem się przygotowany, ale pan Stanisław nie pozwolił na przerwanie swego monologu stwierdzając, że wyjaśni wszystko po kolei i bardzo dokładnie. Czas mijał. Przy innych stolikach osoby egzaminowane zmieniały się, a ja ciągle siedziałem i już nawet nie próbowałem zakłócać wypowiedzi starszego pana, który nadal z wielkim zainteresowaniem przerzucał kartki podręcznika i stwierdzał, że jeszcze powinien wyjaśnić coś na inny temat. Odnosiło się wrażenie, że po raz pierwszy ma w ręku tę książkę i jest tak bardzo zainteresowany treścią, że nie może przerwać przeglądania i czytania.
Widocznie traktował młodego pracownika jak syna, po ojcowsku pragnął przewidzieć wszelkie sytuacje, które mogły pojawić się w trakcie pracy i z instrukcją w ręku oraz wieloletnim doświadczeniem informował, w jaki sposób należy postępować, żeby nie mieć kłopotów. Było mi niezmiernie miło, że spotkałem się z takim podejściem, a jednocześnie przykro, że ten człowiek nie będzie już moim zwierzchnikiem.
Siedzieliśmy tak po przeciwnych stronach tego samego biurka dość długo i nic nie wskazywało, że ta dziwna sytuacja skończy się szybko. Pan Stanisław miał jednak swego zwierzchnika, który widocznie wreszcie zauważył, że przy tym jednym stoliku od dłuższego czasu jest egzaminowana ta sama osoba, bo w pewnej chwili podszedł do nas i powiedział głośno, że „egzamin” trwa zbyt długo, że wypada wreszcie zdecydować się i albo wysłać mnie żebym się nauczył, albo postawić ocenę pozytywną i dłużej nie męczyć. Na tę uwagę pan Stanisław z tym samym nie przemijającym uśmiechem odpowiedział, że nie może skończyć egzaminu szybko, bo wróciłem z wojska, a tam miałem szkolenie na całkiem inne tematy, więc ktoś musi mi pomóc przywrócić stan umysłu do cywilnej normalności i z tego powodu nie można stosować pośpiechu.
Zwierzchnik wzruszył ramionami i poszedł dalej, a opowieść pana Stanisława trwała nadal. W końcu widocznie doszedł do wniosku, iż osiągnąłem poziom, który zapewni mi w miarę normalne zachowanie się w środowisku, gdzie nie obowiązują rozkazy, lecz cywilne instrukcje, bo nieoczekiwanie wstał, wyciągnął ręką na pożegnanie przez biurko i powiedział, że egzamin zdałem, a więc mam otwartą drogę do sukcesów w pracy i życiu osobistym.
Rozpoczął się drugi okres pracy na tym samym stanowisku, na poprzednich warunkach, a one nie uległy żadnej zmianie. Jak zdążyłem przekonać się podczas egzaminu, pozostały te same instrukcje, takie same reguły postępowania i podobne do siebie wszystkie dyżury. To, że wróciłem w to samo miejsce, po upływie dwóch lat nieobecności, można było poznać w pierwszej kolejności po tym, że większość pracowników była poprzednia. Ujrzałem jednak i kilku nowych twarzy, a nie zobaczyłem paru starszych, którzy odeszli na emeryturę. Nowi pracownicy jednak tak samo znali swoje obowiązki i postępowali jak tamci, których znałem przed wojskiem. Przemknęła przez głowę myśl, że PKP jest stabilną i nie zmieniającą się firmą, a zmieniają się jedynie ludzie, którzy jej służą.
W tym czasie nikt już nie wspominał o moim „wschodnim” pochodzeniu. Na tym etapie nie brakowało polskich słów do wyrażania własnych myśli. Nie wiem, jak wielkie nastąpiły zmiany w zakresie akcentu, ale nawet nowi koledzy nie pytali się, kiedy przyjechałem do Polski, a przecież przed wojskiem było to jedno z pierwszych pytań, każdego nowego znajomego.

Brak komentarzy: